Sesja narzeczeńska za granicą Lizbona

Co jakiś czas spełniam kolejne fotograficzne marzenia. Moja praca umożliwia mi podróżowanie i to nie tylko po Polsce. Sesja narzeczeńska za granicą, w tym przypadku w Lizbonie to nie lada gratka dla mnie jako fotografa. Frajdę i niesamowitą pamiątkę mają też moi klienci. Wyjazd do Portugalii był niesamowitą przygodą. Sprawcami tego zamieszania są Adela i Wojtek, z którymi spędziłam tydzień na południu w rejonie Algarve, a miesiąc później pojechałam tam z mężem. Nie była to moja pierwsza zagraniczna sesja. Rok wcześniej Mariola i Tomek zaprosili mnie do siebie do Hiszpanii. Sesję możecie obejrzeć  >>>tu<<<.  A jeśli chcecie zobaczyć inne zdjęcia z moich zagranicznych wojaży, to zapraszam na mój profil na Instagramie >>>tutaj<<<.

Wpis jest zapowiedzią kolejnych niezwykłych zdjęć z Portugalii, które będą się tu pojawiać.

Lizbona

Pierwszy pobyt w tym mieście nie zrobił na mnie wrażenia. Twierdziłam wręcz, że już tu nie wrócę. Wszystkie opowiadania osób, które mówiły, że to najpiękniejsza europejska stolica były dla mnie totalną abstrakcją. No cóż… Po drugim razie zmieniłam zdanie i chciałabym tam wrócić. Moje pierwsze negatywne wrażenia były spowodowane zbyt krótkim pobytem, bo spędziłam tam zaledwie siedem godzin. Do tego skupiona byłam na zdjęciach dla Adeli i Wojtka. Był duży upał, cały czas w ruchu. Lizbona nie jest łatwym miastem dla pieszych wędrówek, bo leży na kilku wzgórzach i różnice wysokości są znaczne. Stąd chociażby słynne windy. Do tego noszenie torby ze sprzętem nie ułatwiało raczej kontemplacji,  a wszechobecna  i  niewygodna kostka brukowa w połączeniu z niedostosowanym obuwiem sprawiały że nogi naprawdę szybko się męczyły. Wygląda na to, że kiepsko się po prostu przygotowałam.

Druga wizyta

Tym razem byłam już przygotowana jak należy.  W Lizbonie spędziłam już 3 dni. Było sporo czasu na spokojne wędrówki i spojrzenie jeszcze raz na portugalską stolicę. Czy jest najpiękniejsza? Nie wiem, bo nie mam porównania do reszty, ale jest z pewnością niezwykła, szczególnie jej architektura, ukształtowanie terenu i bliskość wody.

Co zrobiło na mnie największe wrażenie

Jeśli miałabym wybrać trzy rzeczy, które najbardziej utkwiły mi w głowie,  to na pierwszym miejscu jest wszechobecne AZULEJO. Delikatnie mówiąc mam fioła na punkcie ceramiki, płytek, itp. No i trafiłam do raju, bo w Lizbonie całe elewacje budynków pokryte są płytkami w charakterystyczne, przeważnie błęktine wzory. Na zdjęciach poniżej je zobaczycie. W połączeniu z pięknymi klasycznymi, drewnianymi drzwiami stanowią niesamowitą ozdobę uliczek o oryginalne tło do zdjęć.

Drugą rzeczą, która z pewnością zasługuje na uwagę, to lokalna słodkość Pasteis de Nata. Te ciasteczka skradły bez reszty moje serce, a jedzone jeszcze na ciepło tuż po przygotowaniu i popijane portugalskim espresso lub pysznym lokalnym likierem wiśniowym Ginja, są niesamowite. Tęsknię za tym smakiem. Podróżując z moim mężem zastanawiamy się jaki smak będzie mieć taka podróż. Lizbona to dla nas zdecydowanie smak Pasteis de Nata i Ginja.

Trzecia rzecz, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie, to Alfama, a konkretnie najwęższe jej uliczki. Dopóki nie doświadczy się tego jak wąskie one są, czytanie o tym to abstrakcja. Wiecie, że jadąc słynnym żółtym tramwajem linii 28, można dotknąć ręką po prostu ścian kamienic? Człowiek już się tam nie zmieści, więc trzeba się chować we wnęki otworów drzwiowych. Po drodze żartowałam, że nie wychodząc z wagonika, można wypłacić pieniądze z bankomatu. Kosmos po prostu.

Oczywiście Lizbona to o wiele więcej i to wszystko składa się na jej niezwykły klimat. Zachęcam Was do spędzenia tam przynajmniej weekendu. A jeśli zapragniecie zrealizować tu swoją sesję, to koniecznie napiszcie, z Wami pojadę na sam koniec świata 😉